Książkowe Zacisze
Witaj na blogu drogi czytelniku. Jeżeli jesteś tu nowy, to chcielibyśmy żebyś został z nami na dłużej.
PIĄTE KOŁO U WOZU

UWAGA
Poniższe opowiadanie może mieć negatywny wpływ na Twoją psychikę.
Czytasz na własną odpowiedzialność :)
Wszelkie błędy występujące w opowiadaniu są celowym zabiegiem autorek ;) 

Rozglądam się wkoło. Po chwili zerkam na zegarek. Jest po 22.
Dla dwóch nastolatek to niezbyt odpowiednia pora, żeby włóczyć się po parku, ale za późno już na wątpliwości. Światło latarki mojej tylnej straży, pada wreszcie na mosiężne drzwi. Podchodzimy do nich w milczeniu i wymieniamy niepewne spojrzenia. Moja towarzyszka daje znak, żebym zapukała, więc to odpowiedni moment, aby się wycofać i pozwolić jej czynić honory. Wzdycha znacząco, bo to żadna nowość, że najpierw wpadam na genialny pomysł, a potem to ona odwala całą robotę. Przejmuję od niej światło i teraz to ja obstawiam tyły. Stara kołatka uderza siedem razy i drzwi stają przed nami otworem. Chyba dopiero w tym momencie zaczyna do mnie docierać w co się pakujemy.

W środku jest ciemno. Oświetlam nam drogę latarką, przyglądając się wnętrzu, ale wygląda mi to na zwykły korytarz. Na jego końcu znajdujemy drzwi i moja przyjaciółka puka, tym razem dwanaście razy, naciska klamkę i wchodzi do środka. Ruszam za nią.
Panuje tu półmrok, więc potrzebujemy chwili, żeby przyzwyczaić wzrok. Rozglądam się i stwierdzam, że… jesteśmy w raju! Zewsząd otaczają nas półki, uginające się pod ciężarem książek. Mogłabym tak stać i podziwiać godzinami, ale dosadne szturchnięcie sprowadza mnie na ziemię. Zmierzamy w stronę małego biurka i siedzącej przy nim postaci. Kobieta w okularach, z kokiem na głowie, ubrana w staromodną sukienkę, wygląda jak prawdziwa bibliotekarka.
– Dzień dobry – rzuca moja przyjaciółka, chociaż jest już po 22. – My jesteś...
– Wiem kim jesteście – przerywa jej znużonym tonem kobieta. – Żadnych prawdziwych imion i nazwisk. To nie jest wieczorek zapoznawczy.
Wymieniamy ukradkowe spojrzenia i jak na zawołanie uśmiechamy się do niej sztucznie. Przemiła bibliotekarka wskazuje na drzwi za sobą i łaskawym tonem rzuca:
– Wiecznie na was czekać nie będą.

Ruszamy bez słowa podziękowania, jak na małe zołzy przystało, pukamy do drzwi trzy razy i wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia, pełnego zapalonych świec. Na pierwszy rzut oka, wygląda to dość niepokojąco, niczym na jakimś seansie z wywoływaniem duchów. Na środku stoi okrągły stół, a wkoło niego, na krzesłach, siedzą zakapturzone postacie. Wszystkie głowy odwracają się w naszą stronę i mogłabym przysiąc, że skądś ich znam. To dziwne uczucie, bo w tym mroku ciężko byłoby poznać własną przyjaciółkę, ale mimo to czuję, jakbym znała tych ludzi od lat. Ale czy to na pewno są ludzie? – w mojej głowie pojawia się niepokojąca myśl.
Z dziwnego transu wyrywa mnie trzask zamykających się za nami drzwi. Odwracamy się w tym momencie i niemal słyszę, jak w głowie mojej przyjaciółki pojawiają się identyczne myśli, co w mojej: NIEMOŻLIWE. TO SIĘ NIE DZIEJE NAPRAWDĘ.
– Macie ochotę na fistaszka? – pyta, z figlarnym uśmieszkiem, stojący przed nami chłopak. W tej właśnie chwili kolana nam miękną, a nasze mózgi zamieniają się w tęczową galaretkę.
– Jace, nie wygłupiaj się… A wy siadajcie – odzywa się rozsądny jak zawsze Alec Lightwood. Nocny Łowca.

Kiedy otrząsam się z pierwszego szoku, zaczyna do mnie docierać, dlaczego postacie przy stole wydały mi się znajome.
– Coś wam się za bardzo nie spieszyło. Spotkanie skończyło się pół godziny temu – rzuca, siedząca po mojej lewej dziewczyna.
Celaena Sardothien, myślę.
Przygląda się nam z dezaprobatą, ale nie dodaje nic więcej. Moja towarzyszka i ja siedzimy sztywno, nie próbując nawet się usprawiedliwiać. Na moment zapada niezręczna cisza.
– Lepiej chodźmy się przygotować, reszta do nas dołączy – zwraca się do Celaeny głos po mojej prawej.
 Jon Snow posyła nam jeszcze pocieszający uśmiech i oboje opuszczają pokój. Tak, ten Jon Snow właśnie się do mnie uśmiechnął. Chyba zaczyna mi się tu podobać.
 W pomieszczeniu zostałyśmy my, Jace i Alec, dziewczyna która na 99% jest Tris z Nieustraszoności oraz nieznajomy facet w czarnym garniturze. Po chwili ten ostatni zaczyna mówić.
– Nie mamy wiele czasu, więc przedstawię wam plan w dużym skrócie. Prowadzicie bloga z recenzjami książek, dlatego zostałyście poproszone o pomoc w tajnej misji organizowanej przez Światową Organizację Książek. Ostatnimi czasy zaczęły do nas napływać skargi w związku z niedostępnością niektórych książek. Sytuacja wygląda tak: ludzie chcą kupić powieść, ale nagle okazuje się, że nakład został wyczerpany i nie wiadomo, kiedy można spodziewać się dodruku. Wydawnictwa twierdzą, że książki znikają w ciągu kilkunastu dni od daty wprowadzenia na rynek, a klienci skarżą się, że nie mogą kupić tego, czego chcą, po normalnej cenie. Ledwo nakład trafia do księgarni, a już po kilku dniach brakuje egzemplarzy. Ktoś ewidentnie macza w tym palce, a głównym podejrzanym jest ekipa filmowców, ukrywająca się na terenie Polski. Naszym zadaniem jest rozwiązać problem i złapać sprawców. Misja nosi kryptonim ZIEMNIAK ZA BURTĄ. –uśmiechamy się z moja przyjaciółką, słysząc tę absurdalną nazwę, a mężczyzna kontynuuje. – Jak pewnie zdążyłyście już zauważyć, w przeprowadzeniu akcji pomogą nam słynni bohaterowie literaccy nowego pokolenia. Dziesięciu bohaterów książkowych i dziesięciu blogerów stworzy 5 drużyn, z których każda otrzyma konkretne zadanie, mające pomóc w ujęciu sprawców. Za chwilę zostaniecie przydzielone do odpowiedniej drużyny i dalej otrzymacie stosowne instrukcje. Misja rozpocznie się o północy i będziecie mieć 24 godziny na wykonanie zadania. Cała operacja jest ściśle tajna, a dla waszego bezpieczeństwa, na czas jej trwania, każdy bloger otrzyma pseudonim. W razie jakichkolwiek pytań zwracajcie się do przewodnika waszej grupy.
Mężczyzna sięga do kieszeni marynarki i wyjmuje z niej dwa zegarki. – Zaczną działać o północy. Na wyświetlaczu pojawią się wasze nowe imiona. Tris, Jace i Alec zaprowadzą was do pozostałych . Tam dowiedzieć się, z kim będziecie współpracować. Z mojej strony to wszystko. Powodzenia – mówi i posła nam uśmiech, który z jakiegoś powodu wydaje mi się nieszczery. Mężczyzna wstaje i tak po prostu wychodzi, a ja dopiero teraz uświadamiam sobie, że nawet się nam nie przedstawił.

– Jak się nazywacie? – pyta Tris, wskazując na nasze zegarki. Zerkam na mały ekran i mina mi rzednie.
– Grażyna? Serio? Co to ma być?! – patrzę na moją przyjaciółkę.
– Ja mam Janusz… – mówi z niedowierzaniem.
Patrzymy na siebie i wybuchamy śmiechem, bo to wszystko zaczyna się robić bardzo, bardzo dziwne.
– Koniec zabawy, pośmiejecie się później. Idziemy poznać resztę grupy. Za mną –rzuca przez ramię Alec, a Tris podąża za nim. Jace od niechcenia odkłada na stół niedojedzone fistaszki, puszcza do nas oczko i również wychodzi.
– Nie wiem, co się tu dzieje, ale dopóki Jace jest w pobliżu, nie zamierzam wnikać – mówi do mnie moja przyjaciółka, teraz Janusz.
Wzdychamy ostentacyjnie na myśl o męskiej części bohaterów książkowych i przepychając się w drzwiach jak wariatki, ruszamy za przystojnym Nocnym Łowcą.

Labiryntem korytarzy, z ciemnej biblioteki, trafiamy do wielkiego, dobrze oświetlonego pomieszczenia. Stoi tu pięć samochodów terenowych i kilkanaście osób. Nie kojarzę żadnego blogera, ale za to od razu rozpoznaję Johanne Mason z „Igrzysk Śmierci”. Są tu też bohaterowie, których widziałam przy okrągłym stole. Zerkamy z moją przyjaciółką Januszem, na stojących z boku panów i widzę, że inne blogerki też nie mogą oderwać od nich wzroku. Jeden z naszych kolegów po fachu próbuje zbajerować Celaenę, ale sądząc po jej minie, kiepsko mu to wychodzi. Niektórzy cicho rozmawiają, inni uśmiechają się niepewnie i czuję się nieco lepiej z myślą, że nie tylko my nie do końca wiemy, o co w tym wszystkim chodzi. Po chwili na środek wychodzą dwie postacie, których wcześniej nie zauważyłam, ale nie mogę skojarzyć, z której książki pochodzą.
– Cześć wszystkim! Jestem Georgia Mason, a to mój brat Shaun z Przeglądu Końca Świata –mówi dziewczyna i sprawa się wyjaśnia. –Jak pewnie zdążyliście zauważyć, dziś spotykamy się w dość nietypowym gronie, ale i sprawa jest niecodzienna. Nie będę was zanudzać szczegółami, bo nie mamy na to czasu, a i tak wszystkiego dowiecie się w odpowiednim momencie.. Podzielimy się teraz na pięć grup, po dwóch blogerów i dwóch bohaterów książkowych w każdej. Wszystko, czego potrzebujecie, znajduje sie w autach. Nie martwcie się, wasze rodziny wiedzą, że nie wrócicie do domu na kolację – dodaje z uśmiechem.
– Nie chcę nic mówić, ale chyba brakuje nam dwóch przewodników – błyskotliwe zauważa Jace.
– Hagrid przysłał sowę, że nie dojedzie. Ma jakiś problem z gruszkami – wyjaśnia z poważną miną Jon.
– Nie z gruszkami, tylko z dyniami –śmieje się Johanna. – Nic nie wiesz Jonie Snow – szturcha go żartobliwie.
Choć różni ich niemal wszystko, zauważam, że obecni tu bohaterowie książkowi, zachowują się niczym starzy, dobrzy przyjaciele. Jest w tym coś niesamowitego i patrząc na nich, lekko się uśmiecham.
– A co z Tiffa... – zaczyna Tris, ale przerywa jej pojawienie się niespodziewanego gościa. Chociaż „nieproszonego”, pasuje tu chyba znacznie lepiej.

Oto w garażu pełnym blogerów i bohaterów książkowych, szykujących się na tajną misję, pojawia się coś na kształt lalki Barbie. Wysokie szpile, gustowne futerko i ciemne okulary.
– Tiffani! – rzuca z przesadnym entuzjazmem Shaun. – Skarbie, czy wspominałem, że miałaś być na 21:00? To było dwie godziny temu.
– Makijaż sam się nie zrobi, Mason. Zresztą ciesz się, że w ogóle tu jestem. Ominęła mnie wizyta u przystojnego masażysty, więc lepiej, żeby to było coś naprawdę ważnego.
– Czytałaś w ogóle plan Tiffani? – pyta z powątpiewaniem brat Georgii, choć chyba wszyscy znamy już odpowiedź.
– Doprawdy Mason, jesteś przezabawny. Niby kiedy miałam to zrobić? – wzdycha lala. – Mówcie szybko, czego chcecie, bo zamierzam jeszcze zdążyć na jutrzejszą imprezę.
– Mój Boże, kto to tu zaprosił, Grażyna – szepcze do mnie moja Janusz. – Współczuję ludziom, którzy ją dostaną.
– A daj pan spokój… To jakaś porażka. – patrzę na dziewczynę, która zdecydowanie wygląda i zachowuje się, jak istota z zupełnie innej bajki. Nie da się ukryć, że żadna z niej superbohaterka. Nie mam pojęcia, kto mógł wpaść na pomysł, żeby wciągnąć ją do tej misji, bo na pierwszy rzut oka widać, że ona się do tego nie nadaje.
Moje rozmyślania przerywa piskliwy krzyk nadwornej Barbie.
– Żądam przydzielania do męskiej drużyny! – awanturuje się Tiffani. – Nie zamierzam ich niańczyć! – krzyczy i wpatruje się w kogoś ze złością.
Chwila, czy ona właśnie bezczelnie wskazuje na mnie i Janusza palcem?
– Wszystko jest już ustalone. Hagrid nie mógł przyjechać, więc dostaniecie łatwiejsze zadanie. Na pewno dacie sobie radę – Georgia próbuje załagodzić sytuację.
– Właściwie to wszystkie trzy się spóźniłyście, więc na pewno się dogadacie – wtrąca Celaena i w tym momencie chyba przestaję ją lubić.
– Dlaczego wszystkie grupy są mieszane, a ja mam być w samej babskiej? – wykłóca się damulka w futerku. – Chcę być w grupie rozkosznego pana Snow! – mruga w stronę niezainteresowanego nią Jona.
– Ej, my chyba też mamy tu coś do powiedzenia? – wyrywa się moja przyjaciółka. – Nie zamierzam być z nią w jednej drużynie. Ja też żądam zmiany składu!
–Ja z tą lafiryndą do jednego samochodu nie wsiądę! – oburzam się. – Co taka księżniczka może wiedzieć o tajnej misji? – rzucam, jakbym wcześniej sama brała udział w co najmniej kilkunastu.
– Coś ty powiedziała? – lala piorunuje mnie wzrokiem. – Odszczekaj to! – warczy.
– Ani mi się śni! – posyłam jej wredny uśmieszek.
I nagle Tiffani rzuca we mnie torebką.
Z tym że nie trafia i dostaje Janusz.

W jednej chwili stoimy, a zaraz potem, wszystkie trzy, tarzamy się po podłodze, dopingowane sarkastycznymi tekstami Jaca.
– Ładujemy je do samochodu – mówi któryś z panów i po chwili czuję, że ktoś stawia mnie do pionu, a następnie wpycha na siłę do terenówki.
– Związać was czy będziecie się wreszcie zachowywać jak cywilizowani ludzie? – Alec kręci głową i zamyka drzwi.
– Czuję, że piąta drużyna, będzie piątym kołem u wozu tej misji! – śmieje się Jace, a razem z nim wszyscy pozostali.
Nasz samochód opuszcza garaż.

Droga mija nam w milczeniu. Odstawiłyśmy niezłą szopkę i jestem na siebie wściekła, że dałam się tak sprowokować. Ja i moja przyjaciółka siedzimy z tyłu, a lala została wepchnięta na przednie siedzenie.
– No to żeśmy się popisały Pa... Grażyna – odzywa się moja towarzyszka niedoli. – I na co nam to było...
– Jeśli chcesz powiedzieć, że to moja wina, to teraz jest ten moment – rzucam zrezygnowana. – Ale i tak już chyba za późno na wyrzuty.
– Daj spokój, nie zamierzam się kłócić, kiedy wróg siedzi na przednim siedzeniu. – posyła w tamtym kierunku wymowne spojrzenie.
– Myślisz, że jest nadzieja, żeby inni wymazali z pamięci ten incydent z bójką? – pytam, choć to pytanie retoryczne.
– Zapomnieć jak trzy laski tarzały się w furii po podłodze? W życiu. Jedyne, co możemy zrobić w tym przypadku, to wziąć sprawy w swoje ręce i doprowadzić tę misję do końca, tak, żeby inni zobaczyli, że naprawdę nie jesteśmy takimi kretynkami, jak ta pusta dziunia.
– Janusz, w końcu zaczynasz mądrze gadać. Jeszcze będą z ciebie ludzie! – uśmiecham się do niej. – Jeszcze Jace będzie chciał dołączyć do naszego piątego koła!

Obgadujemy w najlepsze naszego przystojnego szofera, gdy nagle, nasze zegarki zaczynają pikać.
– Ej, Janusz, spójrz! Wysłali nam szczegóły zadania, które mamy wykonać.
– Serio?! Mamy przed 10 godzin siedzieć w jednej księgarni i patrzeć na książki? – oburza się moja przyjaciółka. – To ma być ta supertajna misja…
– No i świetnie! Nie zniszczą mi się paznokcie. Trzymajcie się, zaraz będziemy na miejscu. –rzuca, jakby od niechcenia nasza „koleżanka” z drużyny.
Po kilku minutach stoimy już pod małą księgarnią w centrum miasta. W środku mościmy się z Januszem na jednej z ustawionych tam kanap i bezsensownie gapimy na półki pełne książek. Tiffani zapamiętale piłuje swoje cenne paznokcie. Nie sądziłam, że można się aż tak nudzić w księgarni. Początkowo, próbujemy zająć się czytaniem, no bo grzech nie skorzystać z takiej okazji, jednak szybko okazuje się, że w tej księgarni nie ma żadnej porządnej książki. Na półkach znajdujemy głównie powieści jakiejś kompletnie nieznanej polskiej autorki i już po kilku stronach widać, że nie są to lektury najwyższych lotów. Z pewnością Clare, czy Rowling, to to nie jest.
Absolutnie nic się nie dzieje i nie ma wątpliwości, że dostałyśmy to zadanie, tylko dlatego, że nie dało się go spartaczyć. Gadamy z Januszem o sensie istnienia, trochę przysypiamy, a damulka w tym czasie robi sobie z milion zdjęć. Dziesięć godzin dłuży się nam niczym dziesięć lat, ale w końcu nasze męki dobiegają końca. Z ulgą opuszczamy księgarnię i wsiadamy do czekającego na nas samochodu.
– To co, już koniec? Jak się pośpieszymy, to zdążę jeszcze na imprezę! – woła entuzjastycznie, towarzysząca nam lala. Widzę, jak Janusz ostatkiem sił, powstrzymuje się od obraźliwego komentarza, więc postanawiam zmienić temat.
– Ej, zauważyłaś, że na półkach było bardzo mało nowych książek i w ogóle mało jakichkolwiek normalnych książek? –zagaduję do mojej przyjaciółki.
– Taaa, właśnie miałam o tym mówić. Cała jedna ściana była zawalona powieściami jakiejś Agnieszki… Jejku, jak ona się nazywała? Wiem! Agnieszka X!
– A co to za baba? – pytam.
– A bo ja wiem? Taki prosty Janusz nic nie wie… Ale zaraz to sprawdzę. – Moja zaawansowana technologicznie przyjaciółka, wyjmuje telefon i prosi o poradę wujka Google. –Agnieszka X… Polska pisarka, ma 40 lat i z tego, co widzę, każda jej książka była porażką.
– Trochę to dziwne, że jej książki stały na najlepszych półkach, niczym bestsellery, skoro to taki chłam – głośno myślę. – Przecież nikt normalny nie dopuściłby ich do sprzedaży…
– Nie wiem, ale to faktycznie dzi… – Janusz nie kończy, gdyż właśnie dojeżdżamy do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło.

Wysiadamy z samochodu i wchodzimy do budynku.
– Świetna robota! Spisałyście się na medal! Teraz możecie już iść. – oznajmia nam nieco zbyt entuzjastycznie Georgia.
– Że co?! To już?! Spędziłyśmy 10 godzin w jakiejś tandetnej księgarni i tyle?! –burzy się Janusz. Widzę, że skoczyło jej ciśnienie, dlatego postanawiam ją wesprzeć.
– Właściwie to Janusz ma rację… Tylko po to tutaj przyszłyśmy? Żeby jakaś pusta laska grała nam na nerwach i żeby popatrzeć sobie przez kilka godzin na książki, w dodatku kompletnie beznadziejne?
– Eee… w zasadzie to coś w tym stylu. Poza tym już złapaliśmy sprawców. To ekipa filmowa, która kręciła niedaleko nowy hicior kinowy. Ukrywali się i to ich wydało. Tak więc wszyscy mają już fajrant. Dziękuję za przybycie! – kończy Georgia.
– Arrivederci Roma! – rzuca sarkastycznie Jace.
Na twarzy mojej przyjaciółki maluje się frustracja i wcale jej się nie dziwie. To mogła być przygoda naszego życia, a wyszła z tego jakaś parodia tajnej misji. Mam dość i chcę już wracać do domu.

– Jesteście pewni, że to oni? – odzywa się niespodziewanie Tiffani. Co jej nagle odbiło? Patrzę na nią zdziwiona, a ona kontynuuje. – No bo wiecie… Dziewczyny, znaczy Janusz i Grażyna, zauważyły, że w księgarni większość książek, stanowią te niewypały jednej autorki…
– No i? – do akcji wkracza Celaena. – O co wam jeszcze chodzi? Złapaliśmy filmowców, świat ocalony, wszyscy szczęśliwi!
– A jeśli naprawdę złapaliście niewłaściwe osoby?! – ożywia się Janusz. – Jeśli ta sprawa nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka?
– Robicie tylko niepotrzebnie zamieszanie… – zaczyna zirytowanym tonem Alec.
– Dobra, dajmy im powiedzieć, a jeśli to jakieś babskie farmazony, to wszyscy udamy się w swoją stronę. Minuta nas nie zbawi – na ratunek rusza nam Jon, więc patrzę na niego z wdzięcznością.
– E, sorry, ale mi się śpieszy! – podnosi rękę Tiffani. Janusz piorunuje ją wzrokiem.
– Zamknij się! Po czyjej ty jesteś stronie?! –wkurzyła mi Janusza! – A więc, w księgarniach zostały tylko książki jednej autorki, które wcześniej w ogóle się nie sprzedawały… –kontynuuje moja przyjaciółka. – No i tak sobie myślę, że to trochę dziwne. Może filmowcy rzeczywiście są niewinni?
– Może to ma jakiś sens… – głos zajmuje Johanna Mason. – Ale mimo to nie mamy żadnych dowodów.
Widzę, jak Alec, z każdą chwilą coraz bardziej się załamuje, aż w końcu się odzywa.
– To nam naprawdę komplikuje sprawę! Nie mamy na to czasu, ale dobra, niech wam będzie. Ja też uważam, że za łatwo nam poszło. Janusz, Grażyna, macie 15 godzin na znalezienie dowodów. Jeśli wam się nie uda, filmowcy ponoszą karę.
–15?! – wtrąca Janusz. – Proszę cię, my to zrobimy w 12! – Jezu, czy ona pozamieniała się z Barbie na mózgi. Zaraz nas pogrąży.
– W takim razie macie 12 godzin i ani minuty więcej! – odpowiada Alec, a ja właśnie uświadamiam sobie, że wpakowałyśmy się w jeszcze większe bagno.


Wszyscy się rozchodzą i w pomieszczeniu zostaje tylko nasza piąta drużyna. O dziwo Tiffani jeszcze się nie ulotniła.
– No to co? Trzeba się pośpieszyć! – mówi rozentuzjazmowana lalunia.
Nie wiem jak to skomentować, ale moja przyjaciółka na szczęście robi to za mnie.
 – Słucham? Przecież ty się śpieszysz… i… i w ogóle masz całą tę akcję gdzieś, więc co ci nagle odbiło?
– Co się tak dziwisz? Też mam swój honor i nie pozwolę na to, żeby przez następne lata te dzikuski z mieczami mnie obgadywały! –bulwersuje się – Poza tym odwołali imprezę i muszę się czymś zająć, no nie?
– Nie do wiary… – komentuję.
–Ale, jeśli zniszczą mi się paznokcie, to zapłacicie za moją kosmetyczkę – rzuca z uśmieszkiem Tiffani i wsiada do samochodu.
Słyszę, że Janusz coś mruczy pod nosem o tej kosmetyczce, ale  po chwili też wsiada do samochodu i patrzy na mnie. Wzdycham i robię to samo.
– To jaki macie plan? Bo zakładam, że macie jakiś, skoro byłyście takie pewne siebie.
– Yyy… no w zasadzie to nie – mówi niepewnie Janusz, która jeszcze kilka minut temu, walczyła o skrócenie czasu naszej misji. W tym samym momencie nasz kierowca gwałtownie zatrzymuje samochód.
– Co?! Czy wy naprawdę jesteście takie głupie? Co to znaczy, że nie macie żadnego planu?! –krzyczy na nas damulka. – Spokojnie Tiffani, nie złość się, bo zrobią ci się zmarszczki… –zaczyna gadać sama do siebie, a my przyglądamy się temu monologowi z otwartymi ustami. – Dobra, to musimy coś szybko wymyślić –kontynuuje ona. – Proponuję najpierw odwiedzić każdą księgarnię w mieście i sprawdzić, czy tam też są tylko książki tej autorki. – razem z Januszem zgodnie potakujemy i chwilę później jesteśmy już pod jedną z księgarń. Szybko ją przeszukujemy i okazuje się, że nasze przypuszczenie się sprawdziły. W kliku kolejnych jest podobnie.
– Dobra, to co teraz? – pytam, kiedy wychodzimy z ostatniej księgarni. Tiffani wzrusza ramionami, a Janusz przegląda coś na telefonie.
 – Może byś nam pomogła, zamiast siedzieć z nosem w telefonie –lalunia czepia się Janusza.
– Odczep się wreszcie ode mnie! Znalazłam informację, że dzisiaj jest spotkanie z tą podejrzaną autorką w jednej z kawiarni. Może powinnyśmy się tam wybrać i trochę ją wypytać o różne rzeczy? –rzuca Janusz.
– Dobra geniuszu, ale o co chcesz ją zapytać? – zwracam się do przyjaciółki, a ta tylko wzrusza ramionami. – Aha, no to naprawdę świetny plan –wzdycham zirytowana. – Okej, idźmy tam, wymyślimy coś na poczekaniu – mówię i zrezygnowane wsiadamy do samochodu.

 Po kilkunastu minutach docieramy na miejsce spotkania. Jest to mała, całkiem przyjemna kawiarenka, w której nie ma zbyt wielu ludzi. Oprócz nas jest jeszcze może z pięć osób i oczywiście, wspaniała Agnieszka X we własnej osobie! Samo spotkanie jest raczej nudne, bo autorka opowiada o swojej nowej książce i zauważam, że Janusz nawet trochę przysypia. Po jakiejś godzinie nadchodzi czas na zadawanie pytań i widzę, że ta piątka wiernych fanów, zasypuje kobietę pytaniami. Widzę również, że Tiffani wyciąga telefon i wszystko nagrywa. Muszę przyznać, że to sprytne posunięcie…
Z zamyślenia wyrywa mnie głos Janusza, która zadaje pytanie.
– Jak to jest, że we wszystkich księgarniach w mieście znikają popularne książki, a pojawiają się pani dzieła i to nawet te starsze, których nie można było już nigdzie dostać? – no dobra, to dosyć proste pytanie i widać, że nie myślała nad nim zbyt długo, ale dostrzegam zmieszanie na twarzy autorki. Próbuje robić dobrą minę do złej gry i, chociaż trochę się jąka, odpowiada na pytanie.
–No cóż… hm …Zauważyłam zwiększone zainteresowanie moimi książkami …no i… postanowiłam załatwić dodruk. – mówi, pewna, że udało się jej uśpić naszą czujność. – A z tym, że na półkach nie ma innych książek, nie mam nic wspólnego! – dodaje, nieco za szybko.
– Ale ja nie pytałam, czy ma pani z tym coś wspólnego. Nic takiego nawet nie zarzuciłam. Dlaczego pani od razu się tak speszyła? – Janusz dalej próbuje ją sprowokować.
– Ty, robi się ciekawie… – szepcze do mnie podniecona Tiffani, która nadal nagrywa całą akcję.
 Nie zwracam na nią większej uwagi, bo rozkoszuję się widokiem speszonej pisarki, która dopiero po kilku sekundach próbuje odpowiedzieć.
– Powiedziałam to? Oj… musiałam się przejęzyczyć. – plącze się w zeznaniach. – Oczywiście nie wiem nic o zniknięciu tych książek i o tym, że ktoś chodzi po drukarniach i anuluje zamówienia na dodruk – w tym momencie zaczyna się nerwowo śmiać. Janusz dalej drąży temat, niczym rasowy prowokator.
– Czyli sugeruje pani, że ktoś anuluje zamówienia na książki? –dopytuje .
– Nie! Nic takiego nie sugeruję! Koniec spotkania! Dziękuję za przybycie i żegnam! – pisarka wstaje i pośpiesznie udaje się na zaplecze kawiarni.
Ruszamy za nią uzbrojone w filmującą wszystko Tiffani. Janusz jeszcze się plącze między krzesłami, więc to ja jako pierwsza zagradzam drogę pisarce.
– A dokąd to się pani wybiera?! – muszę przyznać, że ten okrzyk wyszedł mi całkiem dobrze, jak na pierwszy raz.
– Przykro mi, nie rozdaję autografów i śpieszę się – woła w biegu przestraszona pani X.
W tym momencie do akcji wkracza Janusz.
–Nie ruszaj się! Byłyśmy szkolone u Nocnych Łowców, znamy różne sztuki walki! – krzyczy w stronę kobiety i nagle potyka się o jakiś kabel.
O matko i córko. Dlaczego mnie pokarało taką przyjaciółką…
–Nagrałam to! – krzyczy z triumfem Tiffani, a zaraz zaczyna się śmiać, jak szalona.
Nasza podejrzana przygląda się nam ze strachem w oczach.
Janusz postanawia odłożyć leżenie na później i podnosi się z podłogi.
–Kto to widział, żeby w takim miejscu, gdzie chodzą ludzie, kłaść jakieś kable?! – rzuca zdenerwowana.
Kręcę głową i zwracam się do autorki.
– Naprawdę to pani zrobiła? – pytam.
–To nie jest moja wina! Ja tylko chciałam, żeby moje książki były najlepsze… On powiedział, że jeszcze mogę być na szczycie! –krzyczy.
 – Proszę powiedzieć, co pani zrobiła –mówię spokojnym głosem. Kobieta zaczyna szlochać, ale udaje jej się na chwilę opanować.
–No, bo… no, bo moje książki są beznadziejne…
– Racja, są – rzuca Tiffani, a Janusz piorunuje ją wzrokiem.
–No i chciałam, żeby ludzie je pokochali, ale przeszkadzały mi w tym te wszystkie bestsellery… – kontynuuje pisarka. – No i on wpadł  na pomysł, żeby wstrzymać dodruk nowych egzemplarzy, ale to nie pomogło…
Zamierzam spytać kim jest tajemniczy on, ale w tym momencie wtrąca się Tiffani.
– W imieniu Strażników Książek, jesteś aresztowana! – wykrzykuje bohatersko nasza lalka Barbie.
– Serio? Strażnicy Książek? Serio? Nie mogłaś nic lepszego wymyślić?! – rzuca sarkastycznie Janusz i zaczynają się sprzeczać.
Nagle zauważam, że nasz więzień niepokojąco zbliżył się do drzwi. Po chwili z zaskoczeniem stwierdzam, że autorka zanosi się śmiechem. Janusz i Tiffani przerywają swoją dziecinną sprzeczkę i  tak, jak ja patrzą na pisarkę.
– I co? Że niby powstrzymają mnie trzy małe dziewczynki? – śmieje się pani X.
– Eee… Grażyna, ona ma rację. Nie damy rady bez Aleka i reszty… Nawet nie mamy jak jej zaciągnąć do samochodu… – odzywa się moja przyjaciółka i teraz zaczynamy się sprzeczać wszystkie trzy.
Tyle wystarcza, żeby pani Agnieszka mogła spokojnie się ulotnić.
–Eee, laski. Nie ma jej. –zauważa Tiffani.
–Jak to jej nie ma?! Jak jej pilnowałaś?! –zaczyna krzyczeć Janusz.
– Ej, dobra, spokojnie, mamy dowody. Zawsze to coś… – próbuję złagodzić sytuację. –Wracajmy do bazy. Ile czasu nam zostało?
– Jakaś godzina. –rzuca od niechcenia lalunia.
– Co?! Jak to możliwe, że spędziłyśmy 11 godzin na chodzeniu po księgarniach?! – burzy się Janusz.
–A nie… czekaj...wskazówki mi się pomyliły –śmieje się jak idiotka Tiffani. – Mamy jeszcze 6 godzin.
Wzdycham ostentacyjnie, bo na taką głupotę nie ma lekarstwa.
– Dobra, wracajmy do bazy. Ktoś nam powinien tam pomóc.
Zrezygnowane wsiadamy do auta i jedziemy do biblioteki, żeby gdzieś przeczekać te kilka godzin. Przez całą drogę żadna z nas się nie odzywa i w milczeniu wchodzimy do budynku. Jednak to, a raczej kogo, tam zastajemy, sprawia, że stajemy, jak wryte.

Przy biurku, gdzie przy pierwszym spotkaniu siedziała bibliotekarka, teraz siedzą dwie osoby i w najlepsze popijają herbatkę. Najpierw doznaję szoku patrząc na panią Agnieszkę X, lecz kiedy przesuwam wzrok na człowieka siedzącego obok niej, nagle nie wiem, co powiedzieć.
– Jak.. jakim cudem?! – próbuję to wszystko poukładać. – Spiskowaliście razem? Najpierw wysyła nas pan na misję, a teraz… Kim pan w ogóle jest?!– zwracam się do znajomego mężczyzny w garniturze.
 –Cięcie! – rozlega się głos i  nagle już nic nie wiem.
W bibliotece pojawia się tłum ludzi, są tu też bohaterowie książkowi i blogerzy.
 – Dziewczyny było mega! – Shaun przybija z nami piąteczkę. – Zagrałyście jak profesjonalistki!
Patrzę na Janusza, ona patrzy na mnie, a potem obie patrzymy na Tiffani, która z kolei gapi się na nas.
– Ale że co? –Janusz w końcu dochodzi do siebie. – Co tu się wyprawia?
– Zagrałyście w pierwszej edycji serialu „Wakacje z blogerami” – Celaena uśmiecha się do nas serdecznie. – Wyszło lepiej niż można się było spodziewać.
 – Nie mogliśmy wam powiedzieć, bo wtedy zaczęłybyście gwiazdorzyć i wyszłoby sztucznie – dodaje Alec.
– Jesteście tak nienormalne, że dajecie radę bez żadnego scenariusza –śmieje się Jace.
Gapię się na nich, jak na wariatów. W końcu doznaję olśnienia.
– Wiedziałaś?! –patrzę oskarżycielsko na Tiffani. –Ona tylko udawała taką tępą ? –zwracam się do pozostałych?
 – No, tak właściwie… Tiffani też nie wiedziała –tłumaczy Georgia. – Uznaliśmy, że jest wystarczająco hm… kreatywna. Zresztą Feeria Young, jej wydawnictwo, upierało się, żeby grała siebie tak, jak potrafi.
– To ona serio jest taka pusta? – wypala taktowna jak zawsze Janusz. – Ej, nie pozwalaj sobie wariatko – oburza się Tiffani, ale zaczyna się uśmiechać.
– Należy wam się solidna kolacja! – śmieje się Johanna i nagle ja też się śmieję, a po chwili wybucha również Janusz.
Przy kolacji ekipa opowiada nam o scenariuszu, o tym, jak wytypowali nas na główne bohaterki, wychwalają  naszą kreatywność i wszyscy są niesamowicie mili. Panowie pajacują i zabawa jest naprawdę przednia. W końcu jednak dochodzi północ i czas wracać do domu. Bohaterowie książkowi odprowadzają nas do samochodu, gdzie żegnamy się jak starzy przyjaciele. W pewnym momencie Tiffani rzuca się na mnie i Janusza i ściska nas jak wariatka.
– Janusz, Grażyna, super było z wami pracować! – krzyczy i całuje nas w policzki.
– No z tobą też nie było najgorzej – rzuca Janusz i wszystkie trzy się śmiejemy.
Po wylewnym pożegnaniu z Tiffani, nie pozostaje nam nic innego, jak wsiąść do samochodu i znów wrócić do szarej codzienności, gdzie Janusz i Grażyna nie istnieją.
Już mamy zająć miejsca, kiedy podchodzi do nas Jace, z tym swoim figlarnym uśmieszkiem.
–Moje słodkie piąte kółeczka… Dałyście czadu! – śmieje się i nieoczekiwanie daje każdej z nas po solidnym buziaku.
–O mój Boże, uszczypnij mnie – moja przyjaciółka, teraz już stuprocentowa Karolina, szczerzy się, a po jej policzku spływa łza szczęścia.
Patrzę jeszcze w kierunku  bohaterów książkowych i tęsknym wzrokiem spozieram na Jona, który w tym momencie uśmiecha się do mnie promiennie. Wiem, że teraz choćby nawet nadeszła zima, mi zawsze będzie gorąco na wspomnienie tego niesamowitego, wakacyjnego dnia, w którym spełniło się moje największe marzenie.
Wsiadamy do samochodu i upojone szczęściem machamy do naszych nowych, starych przyjaciół z nadzieją, że jeszcze ich kiedyś spotkamy.



Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń nie jest przypadkowe. Bohaterowie książkowi są jak najbardziej prawdziwi, a główne bohaterki faktycznie mają nierówno pod sufitem. 


A teraz trochę linków ;)
Fanpage Feeria Young
Wydarzenie "Wakacje z Feerią Young"
#wakacjezfeeriayoung

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz