Książkowe Zacisze
Witaj na blogu drogi czytelniku. Jeżeli jesteś tu nowy, to chcielibyśmy żebyś został z nami na dłużej.

NIC DO STRACENIA. POCZĄTEK.

LISTOCENZJA z rodziny magicznych #nierecenzji się wywodzi, choć niczym kot, własnymi ścieżkami chodzi. Rządzi się własnymi prawami, nie przejmując się powtórzeniami. Niekiedy interpunkcję olewa - opisuje, jak czuje, nie tak, jak trzeba. Jest zlepkiem myśli, spostrzeżeń, zachwytów, pocztówką z podróży do książkowych bytów.
Historia jej powstania prosta, mało znana: twórczością pierwszej Czarownicy zainspirowana. Z drugiej Czarownicy zaklęcia zrodzona; trzeciej Czarownicy w pełni poświęcona.
Czasem brak jej sensu, czasem trochę smęci; czasem zauroczy, niekiedy zniechęci.
Popada chwilami ze skrajności w skrajność, więc czytasz Przybyszu na własną odpowiedzialność! :)
"PARABATAI to przyjaciel, który wybrał sobie Ciebie na swojego najlepszego przyjaciela, który uczynił waszą przyjaźń czymś trwałym. Taki ktoś na pewno Cię lubi i z pewnością nigdy nie będzie chciał przestać się z Tobą przyjaźnić." (Parabatajka = spolszczony Parabatai)
W dzisiejszej listocenzji o książce...
  • słodko-gorzko-pikantno-bajkowej
  • odrobinę wulgarnej
  • erotycznie zadowalającej
  • nieco brutalnej
  • bez ryzyka łez
  • którą Twoja biblioteczka powinna chętnie ugościć
  • której łaskawie przyznaję 7/10 czekoladowych gwiazdek  

Droga Parabatajko,
masz może ochotę na bardzo mroczną bajkę, z bardzo mrocznymi bohaterami i do tego w bardzo mrocznej aranżacji?
To od razu możesz ją sobie wybić z głowy, bo dzisiaj czas na... cukierkową rozpustę! Będzie książę z bajki, księżniczka w opałach i strumienie lukru w czekoladzie. O tak! *w tym miejscu słychać złowieszczy śmiech*
Weź sobie coś do picia, bo w tej historii, literki mordoklejki nie znają litości. Konsumuj powoli, gdyż te bezwzględne, małe cukiereczki, czasem mają w sobie nadzienie o smaku tragedii...
Otóż zaczęło się całkiem niepozornie i na dodatek dość gorzko. Księżniczka, którą gra w tej bajce córka senatora, świętowała swoje szesnaste urodziny, w towarzystwie ukochanego pazia. Niestety, jak to się często zdarza, młode księżniczki bywają lekkomyślne i marzą o zabawach w klubie, zamiast o grzecznym podwieczorku w domowym zaciszu. I niestety, jak to równie często bywa, zakochany paź zrobi wszystko, by uszczęśliwić swoją wybrankę, nawet, gdy w grę wchodzą podrabiane dowody i balowanie po nocach...
Gdy wychodzi się poza mury zamku, trzeba liczyć się z tym, że dobry czar ma tu znacznie mniejszą moc, a z kolei źli ludzie, rosną w siłę.
Najgroźniejsi są  psychopaci.
Jeśli nie wierzysz, zapytaj księżniczkę. Ona spotkała na swoje drodze złego pana, który najpierw kazał jej patrzeć, jak umiera paź, a potem zabrał ją do piekła i obrócił jej perfekcyjne życie w pył...
Czasem trzeba najpierw zasmakować goryczy, żeby potem życie było słodsze. Księżniczka wyrwała się z piekła, ale po powrocie do zamku, nie czuła się już jak księżniczka.
Właściwie w ogóle się nie czuła.
Tęskniła za paziem, a w głowie wciąż miała obraz tego, co zrobił jej zły pan. Jakby tego było mało, cienie przeszłości zaczęły wyciągać po nią swe mroczne łapska.
I wtedy właśnie ojciec senator, postanowił znaleźć jej księcia-stróża. Jak postanowił, tak też uczynił i wkrótce na progu zamku stanął ochroniarz, jak ze snu. Ideał!
No i cóż miała zrobić księżniczka? Chcąc nie chcąc, musiała przyznać, że dla takiego księcia, warto porzucić rolę męczennicy i zrzucić trochę cierpiętniczych szat.
Dosłownie.
I chociaż nie łatwo jest żyć w trójkącie miłosnym i konkurować z nieżyjącym paziem, to stróż-wybawiciel postanowił, że poskleja serce księżniczki, by móc z nią żyć długo i szczęśliwie! Choć nie zdawał sobie do końca sprawy, na co się porywa.
No i tak właśnie, słodki książę, samą swoją obecnością przyćmił gorycz i rozpętała czekoladowy huragan, przez który o mało co, nie nabawiłam się cukrzycy...
A teraz do rzeczy.
Moje pierwsze wrażenie: Kirsty Moseley pisze tak świetnie, jak Colleen Hoover.
Moje drugie wrażenie: nie chwal dnia przed zachodem, nie chwal autorki po dobrym początku.
Historia wciągnęła mnie od pierwszych stron, ale niestety, zanim dotarłam do ostatnich, trochę się poprztykałyśmy... Oskarżam głównych bohaterów o nadmierną idealność, zasłodzenie fabuły swoją przecukrzoną relacją i wywołanie na mojej twarzy głupawego uśmieszku, w trakcie czytania. Zarzucam autorce przesadną bajkowość, wprawianie mnie w stan rozmarzenia i napisanie zakończenia, które właściwie jest bezsmakowe i nijakie, bo ciąg dalszy nastąpi w drugiej części. I przed wszystkim żądam, żebyś to przeczytała i miała taki sam głupawy uśmieszek, jak ja!
Książka, mimo że lukrem pisana, kryje w sobie wartościowe nadzienie. Można jej wiele zarzucić, tak jak większości historii z tego gatunku, ale w mojej głowie zostawiła po sobie całkiem niezłe wrażenie. Typowo babskie czytadło, lekkie, słodkie i przyjemne. Podejrzewam już, jak to wszystko się dalej potoczy, ale i tak chcę sprawdzić, czy wpadłam na właściwy trop.
Myślę, że Ci się spodoba, więc jeśli nabierzesz ochoty na bajeczne romansidło, wiesz, gdzie szukać. W sumie, nie masz za wiele do stracenia, bo pamiętaj:
"Z czasem to, co złe, zblaknie i zostaną Ci tylko dobre wspomnienia."


Twoja P.

Za osłodę życia pod postacią książki, dziękuję wydawnictwuZnalezione obrazy dla zapytania harper collins polska

4 komentarze:

  1. Jaka pomysłowa recenzja, Parabatajko <3
    Skoro to przesłodzona wersja Hoover może być ciekawie. Bohaterowie też jakby wyrwani z bajki. Na pewno przeczytam! ^^

    Zaczytanego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że się podoba :D Książka całkiem niezła, jeśli nie nastawiasz się na jakieś wielkie arcydzieło. Miłej lektury ;)

      Usuń
  2. Zdecydowanie w moim typie, muszę się rozejrzeć za tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tym bardziej zachęcam, zwłaszcza, że jeszcze w tym miesiącu ma wyjść kontynuacja ;)

      Usuń