Książkowe Zacisze
Witaj na blogu drogi czytelniku. Jeżeli jesteś tu nowy, to chcielibyśmy żebyś został z nami na dłużej.

MARSJANIN

LISTOCENZJA z rodziny magicznych #nierecenzji się wywodzi, choć niczym kot, własnymi ścieżkami chodzi. Rządzi się własnymi prawami, nie przejmując się powtórzeniami. Niekiedy interpunkcję olewa - opisuje, jak czuje, nie tak, jak trzeba. Jest zlepkiem myśli, spostrzeżeń, zachwytów, pocztówką z podróży do książkowych bytów.
Historia jej powstania prosta, mało znana: twórczością pierwszej Czarownicy zainspirowana. Z drugiej Czarownicy zaklęcia zrodzona; trzeciej Czarownicy w pełni poświęcona.
Czasem brak jej sensu, czasem trochę smęci; czasem zauroczy, niekiedy zniechęci.
Popada chwilami ze skrajności w skrajność, więc czytasz Przybyszu na własną odpowiedzialność! :)
"PARABATAI to przyjaciel, który wybrał sobie Ciebie na swojego najlepszego przyjaciela, który uczynił waszą przyjaźń czymś trwałym. Taki ktoś na pewno Cię lubi i z pewnością nigdy nie będzie chciał przestać się z Tobą przyjaźnić." (Parabatajka = spolszczony Parabatai)
W dzisiejszej listocenzji o książce...
  • kosmiczno-marsjańsko-ziemniaczano zabawnej
  • wzbogaconej wulgaryzmami
  • bez erotyki
  • bez brutalnych scen
  • bez ryzyka łez  
  • którą warto mieć na swojej półce
  • której daję 7/10 najlepszych ziemniaków

Droga Parabatajko,
a właściwie to chciałam  powiedzieć: Houston, mamy problem!
Wyjeżdżam. Albo raczej wylatuję.
Konkretnie to opuszczam tę nudną planetę, bo znalazłam sens życia na Marsie, u boku niejakiego Marka Watneya.
Mam plan, wielki plan!
Założymy z Markiem największą pod marsjańskim słońcem plantację ziemniaków, a potem będziemy się nimi zajadać od świtu do zmierzchu albo nawet i od rana do nocy, aż do szczęśliwego końca naszych soli. Czyż to nie bajkowa wizja?
Wyślę Ci pocztówkę z czerwonej planety! No chyba, że wcześniej skończy mi się tlen...
Właściwie to liznęłam już trochę marsjańskiego życia i stwierdzam, że ta planeta jest mocno przereklamowana. Krajobraz beznadziejny, roślin nie ma, zwierząt nie ma, ludzi nie ma, a największa atrakcja to burza piaskowa, z tym że jak Cię zmiecie, to Ciebie też już nie ma. Życie towarzyskie Marsa to nawet większa pustynia niż moje... Uczcijmy to minutą ciszy.
Ale, chwileczkę! Nie myśl sobie, że zmarnowałam tam cenne sole mojego życia, co to to nie! Bo może krajobraz czerwonej planety nie zachwyca, ale za to towarzystwo w składzie: jeden mężczyzna, robi wrażenie!

"Wiecie co? "Kilowatogodzina na sol" jest upierdliwe w wymowie.
Muszę wymyślić nową jednostkę. Jedna kilowatogodzina na sol to... może być wszystkim... hm... słabo mi idzie... nazwę ją "piratoninja"."

Mark Watney, gdyż to do niego będziemy dzisiaj wzdychać, jest największym pechowcem i jednocześnie szczęśliwcem, jaki kiedykolwiek żył na czerwonej planecie (i zarazem jedynym). Historia, której stał się głównym bohaterem, jest dość prosta: grupa astronautów leci na Marsa, coś idzie zdecydowanie nie tak i załoga musi uciekać, zostawiając zwłoki nieżyjącego kolegi w kosmosie. Przygnębiające trzeba przyznać.
Lecz równie przykre, musiało być przebudzenie owych zwłok i uświadomienie sobie, że zostało się porzuconym na Marsie, bez kontaktu z Ziemią, a do tego z całą masą kosmicznych problemów. Ale jeżeli ktokolwiek miałby sobie z tym poradzić, to właśnie nasz tytułowy Marsjanin!
To była miłość od pierwszego zdania, które brzmiało: "Mam przesrane.".
Mark, ujął mnie tymi słowami, skradł moje ziemskie serce i wiedziałam, że muszę z nim zostać do końca, bez względu na to, jaki ten koniec miał być...
Mark Watney to niezaprzeczalnie doskonała partia dla takich istot, jak my. No bo słuchaj, facet utknął na kompletnym odludziu, ale zamiast się załamać, tworzy na tym pustkowiu jednoosobowe imperium.  I chociaż jego niemiłosiernie skomplikowane obliczenia, mogą zachwiać grawitacją Twojego umysłu, to nie sposób nie docenić tego, że chłop zaradny i ma łeb na karku! A to wymyśli jak stworzyć wodę, a to coś pokombinuje z wytwarzaniem tlenu, tu coś naprawi, tam zrobi własny nawóz... Sypialnie z plandeki też zbuduje, jeśli trzeba! Ach, i ten jego botaniczno-rolniczy talent oraz smykałka do uprawy ziemniaków... Uwielbiam!
Do tego, mimo niezbyt optymistycznego położenia, potrafi zarzucić dobrym sucharem, a i czarny humor nie jest mu obcy. W wolnych chwilach prowadzi dziennik pokładowy, więc widać, że drzemie w nim także artystyczna dusza.

"Ziemniaki ładnie rosną. Od tygodni nic nie konspirowało, żeby mnie zabić. A programy z lat siedemdziesiątych bawią mnie niepokojąco dobrze. Sprawy na Marsie przebiegają bez zakłóceń."

Jedną z wielu zalet Marka jest jego sytuacja mieszkaniowa i towarzystwo w jakim się obraca. No, bo niby lokal ciasny, ale własny, opłacony przez NASA, bez teściowej za ścianą, a zero kobiet i kumpli na planecie, to zerowa konkurencja dla jego przyszłej partnerki. Naprawdę dobra partia z tego Watneya!
W pewnym momencie dostrzegłam nawet, że Ty i Watney macie ze sobą wiele wspólnego. Otóż Mark, jako mężczyzna wielofunkcyjny, potrafi przyrządzić naprawdę świetne potrawy. Załączam przepis, żywcem z dziennika Marsjanina:

"Zacząłem dzień od herbaty nic. Herbata nic jest bardzo łatwa w zaparzaniu. Najpierw nalej trochę gorącej wody, potem dodaj nic. Kilka tygodni temu eksperymentowałem z herbatą ze skórki ziemniaka. Im mniej o tym opowiem, tym lepiej."

Ma w sobie to coś, nie sądzisz?
Od razu pomyślałam o Twoim tajnym przepisie na kanapki ze smakiem!
Podsumowując, Mark Watney, to jajcarz i heros w jednym. Z takim to można pożyć kilkaset soli, jak nie lepiej!
A tak wracając na ziemię, powiem szczerze, że choć zakochałam się w kreacji głównego bohatera, to nie do końca poczułam ten stan nieważkości w całej historii. Książka bardzo dobra, ale moim zdaniem, do genialności jej trochę zabrakło. Świetny klimat, uwielbiam ten luz tytułowego Marsjanina, lecz wśród najlepszych z najlepszych bym jej nie umieściła.
Ale i tak zdecydowanie powinnaś przeczytać, pokochać Marka Watneya, a potem obejrzeć ze mną ekranizację!
To co, dołączysz do naszego ziemniaczanego klubu marsjańskich plantatorów? Na pewno nie pożałujesz!
Jakby co, to czekam na czerwonej planecie! Ja, Mark Watney i nasze ziemniaki ;)
"Proszę uważaj na swój język. Wszystko, co napiszesz, nadajemy na żywo na cały świat.
WATNEY: Patrzcie! Cycki! ==>> (. Y .)"


Twoja P.

4 komentarze:

  1. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie. Nie jest to gatunek, po który sięgam zbyt często, ale naprawdę przypadła mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem szczególnie pod wrażeniem głównego bohatera i myślę, że uwielbiałabym Marka niezależnie od scenerii :D

      Usuń
  2. Marka pokochałam od pierwszych stron. Jego humor jest niesamowity! I tak, ziemniaki!
    POCZYTAJ ZE MNĄ!

    OdpowiedzUsuń