Książkowe Zacisze
Witaj na blogu drogi czytelniku. Jeżeli jesteś tu nowy, to chcielibyśmy żebyś został z nami na dłużej.

Syrena

Związek między człowiekiem a syreną nie ma przyszłości i Kahlen wie o tym doskonale. Lecz, gdy spotyka Akinlego, wszelkie przestrogi Matki Ocean przestają mieć znaczenie. Bo czymże jest niebezpieczna głębia oceanu, w obliczu prawdziwej miłości?

Tematyka: tajemnice oceanu; syreny; miłość; przyjaźń
Fabuła: banalna; przewidywalna; momentami nużąca
Brutalne sceny: niewiele
Sceny erotyczne: raczej brak
Wulgaryzmy: brak
Ryzyko występowania łez: brak
Czy warto mieć ją na półce: nie

Powieści Kiery Cass przykuwają uwagę przede wszystkim pięknymi okładkami i to właśnie te bajeczne wydania skłoniły mnie do sięgnięcia po serię „Rywalki”. Po trzech pierwszych tomach uznałam, że nie będę czytać kontynuacji i dodatków, ponieważ aż tak nie zachwyciłam się tamtą historią. Początkowo nie zamierzałam czytać „Syreny”, ale kiedy dowiedziałam się, że cała opowieść jest zamknięta w jednym tomie, postanowiłam zaryzykować. Muszę powiedzieć, że po tej książce mam bardzo, ale to bardzo mieszane uczucia…
Kiedy zaczęłam czytać „Syrenę” już od pierwszy stron poczułam niesamowity klimat baśni z dzieciństwa. Wprowadzenie do historii może jest nieco przydługie i niektórym wyda się wręcz nudne, ale ma w sobie coś takiego, że naprawdę przenosi czytelnika nad tajemnicze wody oceanu. Zabrałam się za tę książkę w ostatnich, najbardziej napiętych tygodniach roku szkolnego, a czytając ją, miałam wrażenie, jakby już były wakacje. Opowieść o przeobrażeniu się w syrenę, życie dziewczyn powołanych do tej służby i niebezpieczna potęga mistycznej Matki Ocean naprawdę podziałały na moją wyobraźnię. Byłam już niemal pewna, że ta historia będzie wyjątkowa i niepowtarzalna, aż tu nagle pojawia się co?
Oczywiście wątek miłosny.
Obrzydliwie przesłodzony wątek miłosny.
Praktycznie nie zdarza mi się odkładać książki, kiedy jestem już prawie w połowie, lecz główna bohaterka „Syreny” tak mnie zirytowała, że w nagrodę wróciła na półkę. Może to przez te upały moja nerwowość wzrosła, ale w tamtym momencie byłam wkurzona na pustotę Kahlen i dopiero po przeczytaniu innej książki, ochłonęłam na tyle, żeby wrócić do słodkiego romansu Kiery Cass.
Przez pewien czas wyjątkowo ciężko było mi przebrnąć przez tę historię i czytałam ją tylko, żeby skończyć. Im bliżej końca, tym zaczęło się robić zdecydowanie przyjemniej. Kahlen stała się bardziej znośna, wątek miłosny przestał mnie drażnić, a nawet było mi odrobinę żal, że to już końcówka. Lepiej późno niż wcale! Chociaż zakończenie jest naprawdę banalne, to jednak nie zamieniłabym go na żadne inne i myślę, że bohaterowie zasłużyli na taki finał.
„Syrena” jest utrzymana w typowo „księżniczkowym” klimacie i przywodzi na myśl wspomnienie baśni z dzieciństwa. Nie jest to literatura najwyższych lotów i moim zdaniem zdecydowanie bardziej spodoba się młodszym czytelniczkom. Trochę denerwująca, za mało zaskakująca, ale na swój sposób urocza. Nie sądzę, żebym kiedyś do niej wróciła i raczej to moje ostatnie spotkanie z tą autorką. Myślę, że to całkiem fajna lektura na wakacje, jeśli ktoś koniecznie chce ją przeczytać.

„Wszyscy uważają, że śmierć to smutne zakończenie, ale to nieprawda.
Gdyby tak było, każde życie byłoby po prostu tragedią.”

Ocena Pauliny: 5,5/10

Paulina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz