Książkowe Zacisze
Witaj na blogu drogi czytelniku. Jeżeli jesteś tu nowy, to chcielibyśmy żebyś został z nami na dłużej.

PIEŚŃ DAWIDA

LISTOCENZJA z rodziny magicznych #nierecenzji się wywodzi, choć niczym kot, własnymi ścieżkami chodzi. Rządzi się własnymi prawami, nie przejmując się powtórzeniami. Niekiedy interpunkcję olewa - opisuje, jak czuje, nie tak, jak trzeba. Jest zlepkiem myśli, spostrzeżeń, zachwytów, pocztówką z podróży do książkowych bytów.
Historia jej powstania prosta, mało znana: twórczością pierwszej Czarownicy zainspirowana. Z drugiej Czarownicy zaklęcia zrodzona; trzeciej Czarownicy w pełni poświęcona.
Czasem brak jej sensu, czasem trochę smęci; czasem zauroczy, niekiedy zniechęci.
Popada chwilami ze skrajności w skrajność, więc czytasz Przybyszu na własną odpowiedzialność! :)
"PARABATAI to przyjaciel, który wybrał sobie Ciebie na swojego najlepszego przyjaciela, który uczynił waszą przyjaźń czymś trwałym. Taki ktoś na pewno Cię lubi i z pewnością nigdy nie będzie chciał przestać się z Tobą przyjaźnić." (Parabatajka = spolszczony Parabatai)
W dzisiejszej listocenzji o książce...
  • delikatnej, uczuciowej, prawdziwie poruszającej
  • z nielicznymi wulgaryzmami
  • nieerotycznej
  • raczej pozbawionej scen brutalnych
  • wzruszającej  
  • którą koniecznie musisz mieć!
  • której daję 10/10 nutek wspaniałości

"Piękną piosenkę poznaje się po tym, że może cię zdruzgotać.
Możliwe,  że po tym samym poznaje się piękne życie.  
Po tym, że może cię zdruzgotać.
Może właśnie dopiero dzięki temu wiemy,  że naprawdę żyliśmy.  
I że naprawdę kochaliśmy. "

Droga Parabatajko,
tak sobie myślę,  że piękną książkę też poznaje się po tym, że może cię zdruzgotać. Ale zdruzgotanie poksiążkowe to bardzo dziwny stan. Czasem dopada cię, gdy już myślisz,  że możesz ruszyć dalej  i czasem objawia się wręcz druzgocącymi zachowaniami.
Przynajmniej w moim przypadku...
Skończyłam czytać Pieśń Dawida ze statusem: chyba mam kaca.
Ale dopiero jakieś 24 godziny po jej odłożeniu, poczułam zew zdruzgotania. No bo, jak inaczej nazwać fakt, że po tylu latach, wygrzebałam ze strychu zakurzone cymbałki z podstawówki i korzystając z wolnej chaty, zaczęłam tłuc na nich "Halleluja", podśpiewując w myślach słowa: "Tajemny akord kiedyś brzmiał,  Pan cieszył się, gdy Dawid grał..."
I tłukłam tak przez ponad godzinę, myśląc o historii,  którą przeczytałam.
Chyba właśnie odkryłam nowy rodzaj kaca książkowego i doświadczyłam dziwnego stanu zdruzgotania...
Nie wiem, co napisać o tej książce.
Bo w konfrontacji z Pieśnią Dawida, wszystkie słowa nagle wydają się zbyt banalne, choć ona sama nie jest napisana wybitnie wzniosłym językiem. Może właśnie w tym tkwi sekret i to właśnie zwyczajność słów, skomplikowana prostota bohaterów i ich niewymuszone poczucie humoru, uczyniły fabułę niebiańsko delikatną.
Poruszyła mnie od pierwszego akordu, a z każdą kolejną nutą, coraz szerzej otwierałam oczy z wrażenia.  Ta pieśń opowiada historię twardziela-giganta, któremu przydażył się cud i niewidomej dziewczyny,  która widziała więcej i żyła bardziej, niż niejeden widzący. I nic  więcej nie zdradzę,  bo najlepiej, żebyś poznała ich historię z oryginalnej taśmy.
Ta pieśń brzmi wszystkimi odcieniami życia. Jest jednocześnie smutna i pełna optymizmu.  Wspaniała książka o wspaniałych ludziach, mocno chwytająca za serce. Mówi o tym, że warto marzyć i warto walczyć o własne marzenia. Udowadnia,  że niepełnosprawność to marna przeszkoda w starciu z marzeniami,  że nie trzeba robić z siebie na siłę męczennika i zamiast uciekać od ludzi, czasem można pozwolić sobie pomóc, bo nawet gigant ma prawo do chwili słabości.
Pieśń Dawida to taka historia, po której chcesz coś zmienić, zacząć żyć na całego, być lepszym człowiekiem. Zaczynasz myśleć WSZYSTKO ALBO NIC i wybierasz WSZYSTKO, nawet,  jeśli czasem zaczyna się od walenia w stare cymbałki...
Ta książka jest pewnego rodzaju kontynuacją Prawa Mojżesza, więc radzę Ci zacząć od tamtej, równie cudownej powieści. Ja przeczytałam obie i ogromnie żałuję, że nie będzie już żadnej historii w kręgu tych bohaterów, bo niesamowicie się z nimi zżyłam.
Ostatni akord wybrzmiał, ale z pewnością tej pieśni nigdy nie zapomnę i nieraz jej jeszcze wysłucham.
I po raz drugi mam wrażenie,  że w moim życiu na koniec nastała cisza, niemal tak druzgocąca, jak po Baśniarzu...

"Ścieżka do prawdziwego szczęścia musi być ułożona własnoręcznie, nawet jeśli jest kręta. Nawet jeżeli wymaga wznoszenia mostów nad dolinami i przebijania się przez góry. Nie ma lepszego uczucia niż układanie własnej ścieżki. "


Twoja P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz