Jeremy był dobrym chłopcem.
W swoim krótkim życiu zdążył poznać smak cierpienia.
Umarł 1 stycznia 1995 roku.
Miał szesnaście lat.
W swoim krótkim życiu zdążył poznać smak cierpienia.
Umarł 1 stycznia 1995 roku.
Miał szesnaście lat.
Tematyka: choroba; odmienność; miłość; samotność; przyjaźń; relacje rodzinne; trudna przeszłość; macierzyństwo; śmierć bliskich; przebaczenie
Fabuła: poruszająca; intrygująca
Brutalne sceny: raczej brak
Sceny erotyczne: nieliczne
Wulgaryzmy: występują
Ryzyko występowania łez: niewielkie
Czy warto mieć ją na półce: raczej tak
Fabuła: poruszająca; intrygująca
Brutalne sceny: raczej brak
Sceny erotyczne: nieliczne
Wulgaryzmy: występują
Ryzyko występowania łez: niewielkie
Czy warto mieć ją na półce: raczej tak
Jak to jest, że nawet, kiedy prolog zdradza całe zakończenie, to człowiek i tak naiwnie liczy na jakiś cud? Nawet, kiedy czarno na białym masz napisane, że ten bohater zginie, to i tak myślisz, że może autor jeszcze się opamięta i koniec nie będzie taki ostateczny…
"Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" to książka naprawdę bardzo, bardzo ładna, pod każdym względem, ale przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś więcej.
Historia kobiety, która samotnie wychowuje dzieci, utrzymuje rodzinę i do tego opiekuje się chorą matką, to taki słodko-gorzki obrazek z codziennego życia. Trochę humoru, szczypta smutku, różne charaktery i mamy powieść, którą czyta się naprawdę przyjemnie.
Anna McPartlin porusza w tej książce temat przemocy, trudów samotnego macierzyństwa, komplikującej życie choroby i przede wszystkim odmienności. Nie od razu wykłada wszystkie karty na stół, co daje czytelnikowi okazję do snucia domysłów. Od początku wiadomo, kiedy zakończy się historia Jeremy’ego, ale o szczegółach dowiadujemy się na samym końcu.
Finał mnie zaskoczył i to nawet bardzo.
Nie sądziłam, że wszystko się tak potoczy i z jednej strony jestem usatysfakcjonowana, a z drugiej zabrakło mi takiego zakończenia z przytupem i totalnego zniszczenia serca. Nie, żeby nie było dramatycznie, bo to, co się wydarzyło jest straszne i niektórzy mogą uznać, że autorka była wystarczająco okrutna, jednak ja lubię, kiedy na końcu książka miażdży po całości, a tego tu zabrakło.
"Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" ma delikatną, uroczą okładkę i pasujące do niej wnętrze, jednak nie wzbudziło we mnie aż takich emocji, jak się spodziewałam. To smutna historia, rozświetlona blaskiem nadziei i miłości. Podoba mi się końcowy przekaz, który mówi o tym, że nie można patrzeć na ludzi przez pryzmat stereotypów i czasami należy się poważnie zastanowić, czy jedna pozornie nieistotna obelga, nie zniszczy komuś życia. Z tej książki można, a nawet trzeba wyciągnąć wnioski, dlatego jak najbardziej zachęcam do przeczytania.
„To, że się gdzieś rodzisz, wcale nie musi oznaczać, że do tego miejsca pasujesz.”
Ocena Pauliny: 7,5/10
Paulina
Czytałam na razie Ostatnie dni Królika napisane przez tę autorkę :) Byłam zachwycona i myślę, że w tym wypadku będzie podobnie.
OdpowiedzUsuń"Ostatnie dni Królika" jeszcze przede mną, ale na pewno przeczytam :)
UsuńPaulina
Mi osobiście ta książka bardzo się podobała.
OdpowiedzUsuńTeż mi się podobała, chociaż liczyłam na więcej :)
UsuńPaulina
moje serce było rozwalone na kawałeczki po tej lekturze. teraz czytam Ostatnie dni Królika i wygląda na to, że będzie podobnie. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA mnie aż tak nie poruszyła... Ale może "Ostatnie dni Królika" to nadrobią ;)
UsuńPozdrawiam, Paulina
Nie słyszałam o niej, ale widzę, że warto przeczytać :)
OdpowiedzUsuńObserwuję i zapraszam do mnie :)
Warto, warto! Również obserwujemy :)
UsuńPaulina