Książkowe Zacisze
Witaj na blogu drogi czytelniku. Jeżeli jesteś tu nowy, to chcielibyśmy żebyś został z nami na dłużej.

CZERWIEŃ KOŚCI

 
LISTOCENZJA z rodziny magicznych #nierecenzji się wywodzi, choć niczym kot, własnymi ścieżkami chodzi. Rządzi się własnymi prawami, nie przejmując się powtórzeniami. Niekiedy interpunkcję olewa - opisuje, jak czuje, nie tak, jak trzeba. Jest zlepkiem myśli, spostrzeżeń, zachwytów, pocztówką z podróży do książkowych bytów.
Historia jej powstania prosta, mało znana: twórczością pierwszej Czarownicy zainspirowana. Z drugiej Czarownicy zaklęcia zrodzona; trzeciej Czarownicy w pełni poświęcona.
Czasem brak jej sensu, czasem trochę smęci; czasem zauroczy, niekiedy zniechęci.
Popada chwilami ze skrajności w skrajność, więc czytasz Przybyszu na własną odpowiedzialność! :)


"PARABATAI to przyjaciel, który wybrał sobie Ciebie na swojego najlepszego przyjaciela, który uczynił waszą przyjaźń czymś trwałym. Taki ktoś na pewno Cię lubi i z pewnością nigdy nie będzie chciał przestać się z Tobą przyjaźnić." (Parabatajka = spolszczony Parabatai)
 W dzisiejszej listocenzji o książce...
  • kościstej, zwodniczej, szetlandzko dobrej
  • bez wulgaryzmów
  • pozbawionej scen erotycznych, bo konie to skromne istoty 
  •  raczej bez scen brutalnych 
  • bez ryzyka łez 
  • bez której Twoja biblioteczka się nie zawali
  •  godnej 6/10 czerwonych kości


    Droga Parabatajko,
ptaszki ćwierkają, że wiosna na horyzoncie, ale… dziewczyno, Ty się ubierz!
Wełniany sweter, czapka na głowę, a w kubku gorąca herbata, bo na dziś przewidziałam dla Ciebie mroźne zbrodnie.
Wykopaliska w Whalsay trwają w najlepsze. Początkujące archeolożki dokonują odkrycia ludzkich szczątków, które mogą być bardzo stare albo pochodzić z niedalekiej przeszłości. Nieoczekiwanie dochodzi do nieszczęśliwego wypadku, w którym ginie starsza kobieta.
Nieszczęśliwy wypadek czy może morderstwo?
Jakie tajemnice skrywa niepozorna, szetlandzka wyspa?
 
„Jak możemy się porozumieć? – pomyślała. Nawet nie mówimy takim samym językiem. Pochodzimy z różnych światów. Wcale go nie znam.”

Ach, te Szetlandy…
Z jednej strony zimne i nieprzystępne, a z drugiej takie kuszące.
Kolejny raz dałam się otulić zwodniczej mgle i kolejny raz zostałam wyprowadzona w pole.

Czerwień kości poza samą zbrodnią, niewiele różni się o poprzedniczek – i piszę to w pozytywnym sensie. Mamy oczywiście tajemnice: głęboko skrywane, często wstydliwe, sekrety lokalnej społeczności; mamy bohaterów nowych i tych już dobrze znanych; mamy przystępny styl pisania i klimat nie do podrobienia.
Historia moim zdaniem bardziej obyczajowa, choć kryminalnie również zadowalająca. Trochę o cieniach przeszłości, trochę o zazdrości, o miłości, niepewności i o błędach, które każdemu z nas mogą się przydarzyć.

Lubię autorkę.
Wielkiej chemii między nami nie ma, ale podoba mi się to, co tworzy.

Czerwień kości
nie rozpaliła mnie do czerwoności, nie przyprawiła o szybsze bicie serca i nie zmroziła krwi w żyłach. Sprawiła jednak, że na koniec pomyślałam: „Muszę kiedyś odwiedzić te Szetlandy!”. Zakończenie jak zwykle mnie zaskoczyło, bo jak zwykle w przypadku powieści Ann Cleeves moja detektywistyczna intuicja kazała mi podejrzewać niewinnych.
Czerwień kości zaliczam do udanych lektur i choć osobiście uważam, że to książka na raz, to spokojnie mogę Ci ją polecić. Dobrze się czyta i dobrze wspomina.
Myślę, że z Ann Cleeves jeszcze się spotkamy A może Ty też w końcu dasz się uwieść szetlandzkiej mgle?
 
„Zrobilibyśmy wszystko, aby chronić nasze dzieci,
ale nie możemy uratować ich przed nimi samymi.”


Twoja P.
 
 Za kolejną wyprawę na Szetlandy dziękuję wydawnictwu
CZWARTA STRONA

1 komentarz: