Historia jej powstania prosta, mało znana: twórczością pierwszej Czarownicy zainspirowana. Z drugiej Czarownicy zaklęcia zrodzona; trzeciej Czarownicy w pełni poświęcona.
Czasem brak jej sensu, czasem trochę smęci; czasem zauroczy, niekiedy zniechęci.
Popada chwilami ze skrajności w skrajność, więc czytasz Przybyszu na własną odpowiedzialność! :)
"PARABATAI to przyjaciel, który wybrał sobie Ciebie na swojego najlepszego przyjaciela, który uczynił waszą przyjaźń czymś trwałym. Taki ktoś na pewno Cię lubi i z pewnością nigdy nie będzie chciał przestać się z Tobą przyjaźnić." (Parabatajka = spolszczony Parabatai)
W dzisiejszej listocenzji o książce...
- lekkiej, schematycznej, bez szału
- raczej bez wulgaryzmów
- bez scen erotycznych
- bez scen brutalnych
- bez ryzyka łez
- bez której Twoja biblioteczka da sobie radę
- dla mnie słabe 5/10
Droga Parabatajko,
chyba się starzeję...
Zamarzyło mi się znów, na chwilę, wrócić do młodzieżowych romansideł, lecz zaledwie po kilku stronach jednego takiego romansidła, musiałam sobie zadać pytanie: "czego ty tu stary człowieku szukasz?!".
Tym razem wplątałam się w romans między królem a kometą - Tobias King, Comet Caldwell, żeby była jasność - i wyszłam z tego bez korony, ale za to kosmicznie znudzona.
Historia jakich wiele: nieśmiała ona, przebojowy on, miłość wisi w powietrzu. Byłam wprawdzie przygotowana na książkę niższych lotów, bo opis nie obiecywał nie wiadomo czego, jednak liczyłam na coś odrobinę lepszego.
"Byłoby super, gdybyś w tym roku wyszła z tej swojej skorupy.
Ludzie nie mają pojęcia, jaka jesteś fajna."
Ludzie nie mają pojęcia, jaka jesteś fajna."
Teoretycznie wszystko gra: nie za słodko, nie za gorzko, przekaz taki, że trzeba być sobą i nie można zamykać się na cały świat. Trochę o problemach rodzinnych, trochę o złym towarzystwie, trochę o pasji, która pomaga przetrwać. Główna bohaterka to książkoholiczka i poetka, więc niby powinnyśmy znaleźć wspólny język. Niestety, coś poszło nie tak.
Bohaterowie są w porządku, ale nic poza tym. Za bardzo nijacy, za mało wyraziści, w pamięci na długo nie zostaną. Fabuła to powielanie schematów i absolutnie nic nowego. Niby zjadliwe to, ale jednocześnie jakieś takie mdłe i rozmemłane, że drugi raz nie chciałabym tego degustować.
Nie ukrywam, było trochę infantylnie, chociaż momentami miałam wrażenie, że to raczej kwestia tłumaczenia i może, ale tylko może, w oryginale brzmiało to lepiej.
(Nie)zwyczajna okazała się książką zwyczajnie... taką sobie. Czyta się błyskawicznie i błyskawicznie zapomina. Nie namawiam Cię do sięgnięcia po nią, bo jest wiele dużo lepszych, lekkich tytułów, w sam raz na lato.
"Chciałbym, żeby dręczycieli można było pokonać tęczą i gównem jednorożców."
Książka niedawno wzbogaciła moją biblioteczkę, więc na pewno będą czytać. 😊
OdpowiedzUsuńMam ją w planach, zobaczymy jaka się okaże.
OdpowiedzUsuń